Mężczyzna poleciał na drugi koniec sali. Stanęłam obok Pik’a i wróciłam do ludzkiej
postacie. Złapałam miecz. Czarnowłosy przyciągnął mnie do siebie. Pocałował namiętnie i powiedział, żebym była ostrożna. Pokiwałam głowa i ruszyłam na
wrogów.
Cięłam od
prawej. Zaskoczony mężczyzna został przepołowiony. Nie oglądałam się jednak za
siebie.
Nie wiem jak
długo trwała walka, ale zaczynałam odczuwać już zmęczenie. Kilka razy
przemieniałam się, ale teraz walczyłam z moim ulubionym mieczem.
Zerknęłam na
Pik’a i brata. Radzili sobie doskonale. Powalali jednego za drugim. W tłumie
wypatrzyłam wujka Hadesa. Walczył z zastępca Jamesa, jak on się nazywał...
Barth ? Bard ? Nie pamiętam, ale to nieistotne.
Zaraz za nimi
skradał się jakiś mężczyzna, którego Hades, zaabsorbowany walką, nie zauważył.
Krzyknęłam ostrzegawczo.
Przywołałam skrzydła i rzuciłam się w tamtą stronę. Poczułam ogromny ból, kiedy miecz
przebił mnie na wylot. Upadłam. Normalnie taki cios by mnie nie powalił, ale
straciłam zbyt dużo krwi, a ostrze było zatrute. Przeznaczone dla mojego wuja...
Pik
Zobaczyłem jak jeden z członków tej całej sekty podchodzi od tyłu do walczącego Hadesa. Usłyszałem ostrzegawczy krzyk.
Riley rzuciła się w stronę mężczyzny. Wszystko wydarzyło się jak w zwolnionym tempie.
Miecz przebijający dziewczynę an wylot. Hades ucinający głowę Barthowi. Mój krzyk. Rzuciłem się na
mężczyznę, który ją zranił i jednym zdecydowanym ruchem uciąłem mu głowę.
Spojrzałem na nią. To był Max. Parszywy zdrajca. Ukląkłem przy Riley.
Nieludzki
okrzyk bólu przerwał walkę. Wściekły Cahan stał na samym środku Sali. Nad nami pojawiły się burzowe chmury. Rozbrzmiał grzmot.
Cahan wyglądał przerażająco. Wszyscy członkowie sekty rzucili się do wyjścia, ale zatrzymał ich
podmuch wiatru.
Rozpętało się prawdziwe piekło.
Pioruny zaczęły
uderzać w członków sekty, Okna pękały pod naporem silnego wiatru. Wiatr porywał
wszystko.
Kiedy wszyscy
nasi wrogowie padli, wszystko ucichło. Cahan złapał siostrę w ramiona. Jej głowa poleciała do tyłu. Oddychała jeszcze, ale trucizna wyniszczała ją od środka. Po
policzkach jej brata płynęły łzy. Wciąż powtarzał, że nie może mu tego zrobić. Nie
może umrzeć.
Wziąłem ja za
rękę. Dopiero ja odnalazłem, a już traciłem. Powinna była więcej wypocząć. I nie rzucać się na ten cholerny miecz.
Krzyknąłem, wstałem
i kopnąłem w najbliższą ścianę.
- Głupia dziewucha
! Nie powinna była tego robić ! W ogóle nie powinno jej tu być ! Powinna odpoczywać
! – zdenerwowany Hades chodził w te i z powrotem. Zatrzymał się i pochylił nad demonicą.
– Nie możesz umrzeć ! To powinienem być ja !
Przejechał dłonią
po włosach.
- Cahan ! Natychmiast
zabierz ją do Persefony !
Chłopak nawet
nie mrugnął. Wziął siostrę i pognał w głąb pałacu.
Upadłem na kolana.
Nie znaliśmy się długo, ale już nie wiedziałem co bym bez niej zrobił. Tymczasem
los ciągle rzuca nam kłody pod nogi. Dopiero co ją uratowałem.
Wstałem i pognałem
za Hadesem i Cahanem. Stali zdenerwowani przed drzwiami.
- Persefona kazała nam czekać. – Powiedział brat dziewczyny zduszonym głosem.
Zacisnąłem zęby
i kiwnąłem głową. Riley nie podda się.
Nie może.
Oparłem się plecami
i o ścianę i zjechałem po niej. Ukryłem twarz w dłoniach i czekałem.
************************
Zastanawiam się... Kończyć już tę rozdziały i zastanowić się nad 2 częścią ? Czy kontynuować ?
Tak w ogóle, przepraszam, ze tak późno. Ten rozdział był napisany już z 3 miesiące temu, ale musiałam go przepisać.
Mam nadzieję, ze się podobał =D